W piątkowy wieczór w Małej Czarnej wybuchł „Mały wulkan” podsycany riffami gitar i uderzeniami perkusji, „Wulkan” niespożytej energii i radości, o przepastnym głosie. Tym energetycznym wulkanem jest Julia Żak wokalistka zespołu „Subdivision”, która stojąc boso na scenie śpiewała niesamowicie.
Ale jej głos, dar natury, wspierany był przez ogromną wewnętrzną siłę i temperament, ale także przez zewnętrzne talenty jej kompanów z zespołu Nikodema Klera na gitarze, Krzysztofa Chruścickiego na bębnach i Łukasza Wierzbickiego na basie. Zespół stworzył świetną atmosferę, grając bezkompromisowo, równo, efektownie i cały czas do przodu. Brakowało może, pomimo ballad, chwili luzu, kiedy mogliby po prostu pobawić się i pokazać swoje instrumentalne możliwości. Po koncercie kilka zdań zamieniliśmy z Julką.
BR:Julia takie wrażenia. Twarz dziecka głos żula, co o tym powiesz?
JŻ:Ja się spotykam z takimi komentarzami, że wychodzi sobie dziewczynka i ludzie myślą, że będzie śpiewać, jak dziewczynka. A tymczasem to wygląda całkowicie inaczej. Przestałam się tym przejmować i traktuję to, jak komplement.
BR:Czy palce u twoich nóg także śpiewają? Bo, jak na Ciebie patrzyłem to wszystko w tobie tańczy, jakbyś była wypełniona muzyką.
JŻ:Myślę, że to jest ode mnie niezależne, oglądam materiały z koncertów- wideo, zdjęcia i widzę co sobą prezentuję jako całość, kiedy śpiewam. I nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale muzyka tak mnie angażuje, może nie zawsze, ale czasem wszystko się tak kumuluje i nie da się tak stać. BR:Ale, da się da, profesjonaliści stoją i śpiewają, Ty chyba nie jesteś profesjonalistą?
JŻ:Jeżeli mówimy o rutynie i odśpiewaniu czegoś, bez emocji to nie jestem. Czasami są utwory, które mnie nie bardzo pociągają. Są też ballady, kiedy bardziej stoję i się wsłuchuję, a jeżeli numery są bardziej żywiołowe, to samo mnie tak nastraja do różnych ruchów i ja tego zupełnie nie kontroluję, ale gdybym chciała kontrolować, to byłoby wbrew mnie. A i tak sądzę, że się w tym wszystkim ograniczam, bo są takie numery, że chciałabym wybuchnąć.
BR:Trochę przyćmiewasz zespół, bo publiczność skupia się i mówi o Tobie, ale ta ściana dźwięku z tyłu też jest ważna.
JŻ:No, ale przecież my jesteśmy zespołem i tutaj wszyscy się liczą tak samo i wszyscy są tak samo ważni. Miejmy nadzieję, że choć nie pierwszy raz grali w Bochni, to nie będzie to również, raz ostatni. W piątkowy wieczór zostawili tu bardzo dużo siebie, czym zdobyli nieukrywaną sympatię publiczności i na pewno, przez jakiś czas, nie opuszczą jej pamięci.
(BR)