Jednym z trenerów i jurorów festiwalu „Integracja Malowana Dźwiękiem” była Adrianna Biedrzyńska. Niezwykle otwarta, dowcipna i zaangażowana, opowiadała nam o swoich refleksjach na temat festiwalu i jego uczestników. Już przy pierwszym spotkaniu zabroniła zwracać się do siebie Pani.
Bogusław Roguż: Ado opowiedz nam, jak to się stało, że się tu znalazłaś?
Adrianna Biedrzyńska: Ja jestem dopiero drugi raz, a stało się to tak, że przyjaźnimy się z Markiem Piekarczykiem, który opowiedział mi historię o tym festiwalu. Kiedy przyjechałam pierwszy raz, teraz się już troszeczkę przyzwyczaiłam, w zeszłym roku wylałam dużo łez, byłam wzruszona. Ale teraz stwierdzam, że ich trzeba traktować normalnie, ponieważ oni są normalni, zdolni i cudowni. Dla mnie to jest wielka satysfakcja móc pracować z takimi dzieciakami, tym bardziej, że niewiele osób ma świadomość, jak one są piekielnie zdolne, co one potrafią. Jak oni się ruszają, pomimo różnych chorób, porażeń. Dzisiaj jak siedziałam w tym Jury (śmiech) ja często nie wiedziałam, która osoba jest zdrowa, a która chora, ponieważ to wszystko się zasymilowało, tak pięknie razem grają i to jest wspaniała, cudowna rzecz i gratuluję pomysłodawcy. Ten dzisiejszy dzień był dla mnie najmniej ważny, to oceniactwo, tak zwane, najważniejsze były te dni, kiedy mogłam pracować z tymi dzieciakami, bo każde zaskakiwało mnie swoim talentem, coraz bardziej i bardziej. Także „chapeau bas” dla tych, którzy to stworzyli i uważam, że ten festiwal powinien poszerzyć swoje rozmiary, bo warto. I widać radość tych dzieci i łza się kręci w oku. Są takie momenty, ja jak mówiłam, trochę się przyzwyczaiłam, w zeszłym roku się poznaliśmy i teraz wtulaliśmy się w siebie i witaliśmy się. A z drugiej strony, mówię zaraz, chwileczkę, przecież oni potrafią robić takie rzeczy i tak genialnie śpiewają, oni są tacy, jak my.
BR: Nie wolno ich żałować.
AB: Nie tu nie ma żalu. I z nimi rozmawiam tak, jak z każdym innym, tak jakbym pracowała z młodzieżą ze szkoły teatralnej, tak samo pracowałam z nimi i oni wszystko rozumieją, i to jest wspaniałe. Nieraz byłam zawiedziona, bo ktoś mi powiedział: A to jest chora dziewczynka. Miałam wręcz wrażenie, że jej to wmawiają, że one jest chora i ona w to zaczyna wierzyć. Ale nagle się okazuje, że ona wszystko potrafi, a opiekunka mówi: Ona tego nie zrobi. A ja pytam: Dlaczego? I oczywiście zrobiła fantastycznie. Także gdzieś tam mam obawy, co do podejścia tych opiekunów w stosunku do tych dzieciaków. Kilka razy spotkałam się z sytuacją, że coś jest nie tak, ktoś coś komuś wmawia. Dziewczyna ma genialne oceny, ma czerwony pasek na świadectwie, niczego się nie boi, świetnie śpiewa, jest kontaktowa. To o co ją prosiłam, wykonała na scenie jeszcze ponad miarę. A ja miałam takie wrażenie, jakby ktoś jej coś wmówił, że coś jest nie tak. Ja jej powiedziałam: Jesteś świetna i nie słuchaj nikogo tylko idź do przodu. Świat jest przed tobą.
BR: Jakieś typy na dzisiaj?
AB: No mam, ale nie będę zdradzać. To są takie „konie arabskie”, które przyjeżdżają i dominują. Na razie z nowych osób nikt ich nie przeskoczył. Są rzeczywiście świetni i przygotowani do występów na estradzie, powiedziałabym, zawodowej. Nie w kategoriach integracji, natomiast zawodowo.
Tu jest tyle czynników, że analizując, moglibyśmy gadać do rana. To że oni się integrują, że się poznają, że słuchają się nawzajem to jest też niesamowite. A to, że oni wspinają się na ten szczyt, zdobywają go, jak w Himalajach. Kilka piosenek było takich, że jestem w 100% przekonana, że przygotowywali to rok czasu, żeby to wszystko było tak precyzyjne, jak oni to przedstawili, to jest niebywałe. A ile jest w nich radości i zazdroszczę im, bo nie mają tremy. Oni to robią z wielką radością i miłością i to jest fajne.